Recenzja Komiksu: Wolverine #3 – W emocjach i chaosie. Dobrze, ale z zastrzeżeniami

Trzeci numer aktualnej serii Wolverine, pisany przez Saladina Ahmeda z rysunkami Martina Cóccolo, to ciekawa, choć nierówna odsłona. Seria kontynuuje wątek introspektywnego, doświadczonego Logana, który mierzy się nie tylko z zagrożeniami zewnętrznymi, ale także z własnym wnętrzem. Jest tu serce, są emocje, jest krew — ale niestety również chaos narracyjny, zbyt długi czas spędzony na niezbyt istotnych scenach walki i kilka decyzji fabularnych, które wyraźnie rozbijają klimat.


Rysunki – dobry styl, ale… niedopieczony

Zacznijmy od strony wizualnej. Martin Cóccolo potrafi dostarczyć naprawdę mocne kadry — momenty, gdy Logan stoi samotnie w lesie lub walczy z Wendigo, mają atmosferę i ciężar. Jednak nie da się nie zauważyć, że niektóre strony są po prostu… niedokończone. Twarze bywają dziwnie rozmazane, proporcje uciekają, a kilka sekwencji wygląda jak szkice. Wrażenie pośpiechu dominuje — i chociaż nie psuje całkowicie odbioru, to wybija z immersji. Możliwe, że artysta potrzebował więcej czasu. Krótka przerwa w publikacji mogłaby wyjść numerowi na dobre.

Narracja – wolny przepływ czy rozproszenie?

Ahmed kontynuuje to, co rozpoczął w poprzednich numerach — opowieść skupioną na emocjonalnej stronie Wolverinea. Jego wewnętrzne monologi są naprawdę dobre — refleksyjne, surowe, pełne ciężaru przeszłości. Widać, że Logan po Krakoanie to nie tylko dzikie zwierzę, ale też postać z ogromnym bagażem emocjonalnym i pewną mądrością. I to właśnie te momenty – kontemplacje, rozmowy z Leonardem, zestawienie z Wendigo – nadają komiksowi duszę.

Ale. No właśnie — niestety zbyt wiele czasu poświęcono na walki i przeskoki scen, które nie wnoszą zbyt wiele. Akcja jest momentami chaotyczna, postacie pojawiają się i znikają, a niektóre wątki zostają urwane zanim zdążą się rozwinąć. Ostateczny efekt to brak klarownego kierunku i dziwne tempo.

Logan i Leonard – ciekawe odbicie lustrzane

Jednym z najmocniejszych punktów tego numeru jest relacja Logana z Leonardem — młodym chłopakiem, który tak jak on walczy ze swoją zwierzęcą naturą. To nie jest nowy motyw (vide X-23), ale zrealizowano go z wyczuciem. Zderzenie dwóch osób z podobnym ciężarem wewnętrznym daje emocjonalny ładunek, który naprawdę działa. Zwłaszcza w zestawieniu z Wendigo — istotą będącą symbolem utraty człowieczeństwa.

Lady Deathstrike, złote adamantium i... absurdalna krew

Na marginesie: motyw złotego adamantium wygląda niepokojąco i intrygująco – Cóccolo oddał tę przemianę w sposób wizualnie mocny – ale fabularnie póki co nie przekonuje. Trochę za bardzo odchodzi od emocjonalnej osi serii i wchodzi na tory czystej sci-fi, co może psuć spójność tonu.

I teraz... najgorszy element numeru: krwawa moc uzdrawiania Wolverinea. Nie tylko jest to wątpliwe logicznie (jego krew powinna być toksyczna, nieuzdrawiająca), ale także moralnie niszczy postać. Jeśli Logan może leczyć innych swoją krwią, dlaczego tego nie robi na masową skalę? Taka moc nie pasuje do tonu historii — dramatycznej, realistycznej opowieści o traumie i przetrwaniu. To tani zabieg fabularny, który burzy konstrukcję całej postaci. Nieprzemyślany i niepotrzebny.

Narracja przerwana – zakończenie bez ciężaru

Wielką stratą jest też zakończenie numeru — po emocjonalnym napięciu w lesie przeskakujemy nagle do wątku złoczyńców. I niestety: to niszczy atmosferę. Zamiast zostać z Loganem i jego rozterkami, obserwujemy coś, co można by spokojnie przenieść na początek kolejnego numeru. Finał wydaje się pospieszny, prawie jakby ktoś powiedział: "Ups, musimy zdążyć pokazać złych, bo inaczej nikt nie będzie wiedział, co się dzieje".

Podsumowanie – Serce jest, forma kuleje

Wolverine #3 ma ogromny potencjał. Postać Logana jest tu pogłębiona, jego relacje i refleksje poruszające. Ahmed zna tę postać, czuje ją i potrafi ją pisać. Ale ten numer to krok w tył — artystycznie nierówny, narracyjnie niespójny, z kilkoma fabularnymi decyzjami, które trudno zaakceptować. Mimo to, nadal warto śledzić tę serię — bo mimo wszystko bije z niej szczerość i chęć opowiedzenia czegoś więcej niż tylko kolejnej historii o facetach z pazurami.

Moja Ocena: 6.5/10

Zbyt chaotyczny i fabularnie nieprzemyślany, by zachwycać, ale wystarczająco emocjonalny i głęboki, by nie rozczarować. Wolverine zasługuje na więcej – i miejmy nadzieję, że następny numer to dostarczy.