Recenzja komiksu: Batman #155 — Zdarsky, Fornés i mroczne lustra moralności
Batman #155 kontynuuje główny wątek aktualnego arcu, który nie boi się podejmować tematów osobistych, kontrowersyjnych i moralnie niejednoznacznych. Chip Zdarsky konsekwentnie prowadzi swoją narrację, łącząc atmosferę noir z dramatem psychologicznym i intrygą detektywistyczną, sięgając przy tym głęboko w mitologię Batmana. I choć nie jest to zeszyt pozbawiony wad, trudno odmówić mu emocjonalnej głębi oraz kilku wyraźnych atutów, które warto docenić.
Stara rana i nowe podejrzenia
Fabuła Batman #155 opiera się na solidnym trzonie śledztwa: Batman stara się ustalić, kto stoi za morderstwem, w które – według wszelkich przesłanek – zamieszany jest jego najbliższy sojusznik: komisarz James Gordon. Bruce chce wierzyć w jego niewinność, ale w miarę jak pojawiają się nowe poszlaki, a przeszłość Gordona wraca echem, nawet Mroczny Rycerz zaczyna wątpić.
To, co zaczyna się jak klasyczne dochodzenie, bardzo szybko przeradza się w osobistą podróż w głąb sumienia. Jim Gordon miał romans z ofiarą — kobieta, z którą był związany jeszcze zanim wydarzyła się tragedia. Dla Batmana to jak uderzenie obuchem. Po zdradzie ojca (przypomnianej w poprzednich zeszytach), po dekadach życia w cieniu tajemnic, Bruce znów zderza się z faktem, że być może nigdy tak naprawdę nie znał ludzi, którym ufał.
Momentem kulminacyjnym emocjonalnego napięcia jest senny monolog Gordona: "Jak to jest być jedynym dobrym człowiekiem?" — pytanie, które rezonuje z czytelnikiem i z samym Batmanem, bo zmusza do refleksji nad własną rolą w mieście zbudowanym na kłamstwach, korupcji i półprawdach.
Riddler jako marionetkarz
Ostateczna odpowiedź na pytanie "kto zabił?" okazuje się nieco rozczarowująco znajoma — kontrola umysłu. Tak, wszystko wskazuje na to, że za wydarzeniami z ostatnich tygodni stoi Edward Nygma, czyli Riddler.
To zagranie Zdarsky’ego może być odczytane na dwa sposoby. Z jednej strony, odbiera opowieści ciężar emocjonalny — bo przecież Gordon nie był naprawdę winny. Z drugiej jednak, ukazuje Riddlera w nowym, niepokojącym świetle. To już nie żartowniś w zielonym garniturze, ale mistrz manipulacji, który potrafi rozbić najważniejsze relacje Batmana: z rodziną, przyjaciółmi, mentorem. W jego rękach Gotham staje się planszą do gry logicznej, a ludzie — figurami, którymi porusza z chirurgiczną precyzją.
Nawiązania do Hush są tu widoczne, ale historia unika taniego recyklingu. Wydaje się wręcz, że Zdarsky próbuje napisać własną definitywną opowieść o Nygmie, zbudowaną nie wokół zagadek słownych, a psychologicznego terroru. I — trzeba to przyznać — udaje mu się to całkiem nieźle.
Wizualna uczta z nutą nostalgii
Jorge Fornés, znany między innymi z Batman: The Imposter oraz Rorschach, po raz kolejny udowadnia, że jego styl jest stworzony do historii noir. W Batman #155 czuć ducha Batman: Year One — zarówno w kadrowaniu, jak i w surowej, miejskiej estetyce. Scena, w której Gordon siedzi na łóżku z papierosem, jest wyraźnym nawiązaniem do momentu z klasycznego runu Millera, w którym Gordon rozważa swoje błędy, mając w ręku broń.
To właśnie te drobne smaczki — od symboliki koloru włosów, przez detale garderoby, po mimikę twarzy — sprawiają, że opowieść nabiera głębi. Fornés nie tylko ilustruje — on opowiada językiem obrazu, z niespotykaną subtelnością.
Plusy:
+ Silna psychologizacja postaci. Batman wątpiący, Gordon rozdarty, Bruce zmagający się z demonami przeszłości — to ludzie z krwi i kości, nie herosi z marmuru.
+ Kapitalna praca Jorge'a Fornésa. Styl retro-noir, który doskonale współgra z nastrojem opowieści. Doskonałe wykorzystanie ciszy i pustki w kadrach.
+ Riddler w świetnej formie. Intelektualny przeciwnik, który nie potrzebuje pięści, by wygrać. Groźny, bo skuteczny.
+ Powrót do formuły detektywistycznej. W końcu Batman naprawdę śledzi, a nie tylko walczy.
Minusy:
- Zbyt wygodne rozwiązanie fabularne. Motyw kontroli umysłu, choć logiczny, odbiera napięcie dramatyczne i sprawia, że Gordon zostaje rozgrzeszony „z urzędu”.
- Przeładowanie wątkami. Court of Owls, tajemniczy brat Bruce’a, nowy „bohater”, zdrada Thomasa Wayne’a — wszystko to naraz, bez wyraźnego kierunku, zaczyna nużyć i dezorientować.
- Polityczne tony coraz bardziej nachalne. Choć docenić trzeba chęć komentowania współczesnych problemów, balans pomiędzy narracją a publicystyką zaczyna się chwiać. W #153 działało to świetnie, tutaj — nieco przeszkadza.
Podsumowanie
Batman #155 to numer pełen emocji, dramatów i dylematów. Chip Zdarsky buduje opowieść o zaufaniu, winie i manipulacji, osadzoną w dusznym, niepewnym Gotham, gdzie nikt nie jest bez skazy. Choć historia nie ustrzegła się kilku skrótów i chwilowego chaosu w prowadzeniu wątków, jej serce bije mocno, a rysunki Jorge’a Fornésa nadają jej wyjątkowy charakter.
To zeszyt, który może nie zapisze się złotymi zgłoskami w historii Batmana, ale jest wartościową częścią większej układanki. Jeśli kolejne numery domkną fabułę z odpowiednią siłą, #155 będzie postrzegany jako potrzebny przystanek w tej emocjonalnej podróży.
Moja Ocena: 7/10