Recenzja Komiksu: Uncanny X-Men #9 - walka o tożsamość serii

 


Uncanny X-Men #9 miał być oddechem po chaotycznym arc Raid on Graymalkin, ale niestety – choć widać pewne próby naprawy relacji z czytelnikami, komiks wciąż tonie w morzu nierozwiązanych problemów. Pomiędzy migawkami dobrego pisania Gail Simone a zupełnie nieprzekonującymi nowymi wątkami, otrzymujemy publikację, która bardziej frustruje niż zachwyca.

Rozdarty między pokoleniami – nierówna walka o uwagę

Gail Simone podejmuje słuszną decyzję, by powrócić do korzeni serii – czyli dynamicznego połączenia doświadczonych X-Men z nowym pokoleniem mutantów. Niestety, wykonanie tego pomysłu pozostawia wiele do życzenia.

Dojrzała część zespołu – Wolverine, Rogue, Gambit, Nightcrawler i Jubilee – dostaje zaledwie kilka migawek dobrego pisania. Scena przy ognisku, gdzie Logan rozmawia z Ransomem o upadku Krakoi, to jeden z nielicznych momentów, gdy czuć głębię tych postaci. Rogue i Gambit wciąż mają chemię, a Nightcrawler jako głos rozsądku pasuje do tej grupy. Problem w tym, że są jedynie tłem dla znacznie mniej interesujących nowych bohaterów.

Młodzi mutanci – Calico, Jitter, Deathdream i Ransom – mogli być świeżym tchnieniem, ale Simone nie daje nam powodu, by o nich pamiętać. Deathdream brzmi jak zła kalka emo-komiksów z lat 2000., a Calico, pomimo potencjału (jej moce tworzenia zbroi są ciekawe!), jest pisana jak dziecko, co czyni jej ewentualny romans z Jitter po prostu niekomfortowym. Jitter ma urok dzięki swojej nieśmiałości, ale to za mało, by budować wokół niej emocje.

Chaotyczna narracja i brakujące ogniwa

Komiks cierpi na poważny problem z rytmem. Zamiast skupić się na jednym mocnym wątku, Simone przeskakuje między scenami, pozostawiając wrażenie, że każdy z nich został potraktowany po macoszemu.

Sentinel-psy (Wolf Pack) to pomysł, który mógłby działać w bardziej absurdalnym tonie (np. X-Statix), ale tutaj po prostu nie pasuje. Ich wprowadzenie jest nagłe, a zagrożenie, które mają stanowić, nie wydaje się przekonujące.

Monet ląduje w więzieniu Greymalkin bez żadnego wyjaśnienia – to kolejny przykład tego, jak bardzo ten komiks potrzebował dodatkowych stron na rozwinięcie wątków.

Czy warto dać serii jeszcze szansę?

Uncanny X-Men #9 nie jest kompletną klapą – ma momenty, które przypominają, dlaczego w ogóle zaczęliśmy czytać ten tytuł. Niestety, więcej tu rozczarowań niż nadziei.

Plusy:

+ Kilka dobrze napisanych scen między klasycznymi X-Men

+ Pomysł na mentorstwo (Jubilee i Deathdream) ma potencjał

+ Powrót do kameralnego klimatu zamiast kolejnego crossoveru

Minusy:

- Nowi mutanci wciąż nie wzbudzają emocji

- Sentinel-psy to słaby antagonista

- Nierówna jakość artystyczna

- Za mało czasu dla ikonicznych postaci

Moja Ocena: 5/10