Recenzja Komiksu: Amazing Spider-Man #2 – Klasyczny dramat superbohaterski w najlepszym wydaniu
Choć Amazing Spider-Man #2 raczej nie przełamuje nagłówków w świecie komiksowym, to jest to numer, który pokazuje, jak perfekcyjnie można opowiedzieć klasyczną historię superbohaterską. To prawdziwy popis struktury, tempa i wyczucia – od samego początku do końca czujemy, że mamy do czynienia z zespołem twórców, którzy dokładnie wiedzą, co robią. I choć kierunek serii nie zmieni zdania osób, które już wcześniej ją porzuciły, dla fanów obecnej koncepcji to kolejny solidny dowód na to, że Spider-Man znów działa jak należy.
Peter Parker kontra... Peter Parker?
Trzon fabularny tego numeru opiera się na tajemniczych blackoutach, które Peter zaczyna doświadczać – zarówno jako Spider-Man, jak i w swoim cywilnym życiu. Okazuje się, że to wynik intrygi Hobgoblina oraz jego enigmatycznego wspólnika, a tropy prowadzą prosto do dobrze znanego miejsca – Instytutu Ravencroft. To tam czeka na Petera złowrogi złoczyńca, którego tożsamość zostaje ujawniona w tym numerze.
I właśnie ten moment zasługuje na pochwałę – ujawnienie tożsamości następuje szybko i bez przeciągania, co pozwala utrzymać napięcie bez zabijania tempa. Zastanawia jedynie, czy powrót złoczyńcy znanego z serii Spider-Man/Deadpool naprawdę okaże się ciekawy – czas pokaże.
Norman Osborn – mentor ciemniejszego odbicia
Choć Norman Osborn pojawia się tu tylko na kilka stron, jego rola jest wyjątkowo trafiona. W nowym status quo stał się czymś w rodzaju mrocznego mentora dla Petera – obaj mają na koncie epizody psychologicznych załamań, co czyni ich swoistymi lustrzanymi odbiciami. Osborn działa jak emocjonalne echo tego, co Peter właśnie przeżywa.
Shay – postać z potencjałem
Shay, kolejna postać z nowego rozdania, dostaje tu szansę, by zaistnieć. To ona daje Peterowi „wejście” do Ravencroft i choć jej rola nadal nie jest bardzo rozwinięta, daje nadzieję na pogłębienie w kolejnych numerach. Co najważniejsze – jej obecność nie jest przypadkowa, lecz dobrze wpisana w fabularną układankę.
Pepe Larraz – wizualna perełka tego numeru
Jeśli pierwszy numer zyskał rozgłos dzięki efektownej walce z Rhino, to Amazing Spider-Man #2 udowadnia, że Pepe Larraz nie tylko potrafi rysować akcję, ale również budować klimat i napięcie. Panelizacja jest dynamiczna, przemyślana i pełna niuansów. Wnętrza Ravencroft wyglądają fenomenalnie – mroczne, gotyckie i pełne detali. To właśnie Larraz sprawia, że historia unosi się wizualnie ponad przeciętność, a niektóre ujęcia mają w sobie coś niemal kinowego.
Emocje, które rezonują
Jedną z najmocniejszych stron tego numeru jest sposób, w jaki ukazano emocje Petera. Czuje się zagubiony, rozdarty między obowiązkami a własnymi słabościami. Te momenty ilustrowane są z niesamowitą wrażliwością – sceny te rezonują głęboko, nawet jeśli nie jesteś superbohaterem. Każdy, kto kiedykolwiek musiał „utrzymać twarz”, gdy w środku się sypał, znajdzie tu coś znajomego.
Tempo i płynność narracji
Przejście między scenami jest płynne, a tempo narracji sprawia, że trudno się oderwać od lektury. Każdy dialog ma swój sens – nie ma zbędnych słów, wszystko gra. Świetnie zagrany jest również kontrast między scenami akcji a spokojniejszymi sekwencjami emocjonalnymi.
Podsumowanie
Amazing Spider-Man #2 to świetny przykład tego, jak dobrze można napisać i zilustrować komiks superbohaterski. Choć nie każdemu przypadnie do gustu nowy kierunek serii, to trzeba oddać jedno: zespół Kelly–Larraz–Gandini dostarcza solidnej, przemyślanej i emocjonalnej historii. Jeśli kolejne numery utrzymają ten poziom, mamy szansę na jedną z lepszych odsłon Spider-Mana ostatnich lat.
Plusy:
+Znakomite tempo narracji+Dynamiczne i kreatywne rysunki Larraza
+Głębia emocjonalna postaci
+Norman Osborn w roli mentora
+Ciekawe prowadzenie intrygi
Minusy:
-Niezbyt przekonujący złoczyńca-Słaba kolorystyka twarzy w niektórych scenach
-Mało miejsca dla postaci pobocznych
Moja Ocena: 8/10
Dobrze napisany, świetnie narysowany i emocjonalnie angażujący numer, który buduje solidne fundamenty pod dalszy ciąg historii. Spider-Man znowu ma wiatr w żaglach.