Recenzja komiksu „Spider-Gwen: Ghost-Spider #1” – Odrodzenie Ducha Pajęczej Sieci
Po zakończeniu drugiej serii „Spider-Gwen”, która doczekała się aż 34 zeszytów, Gwen Stacy z Ziemi-65 powraca w nowym wydaniu, nowym kostiumie i pod nowym pseudonimem – Ghost-Spider. Start nowej serii zbiegł się z większym eventem w uniwersum Marvela, czyli Spider-Geddon, co z jednej strony nadaje historii rozmachu, ale z drugiej – stawia ją pod ciężarem bycia tie-inem. Na szczęście pierwszy numer Ghost-Spider udowadnia, że komiks może działać również jako samodzielna, kameralna historia – i to jest jego największa siła.
Powrót Gwen Stacy – na własnych zasadach
Zeszyt otwiera się w miejscu, w którym zakończył się poprzedni wolumin – Gwen właśnie wyszła z więzienia. To moment szczególnie symboliczny – nie tylko dla bohaterki, która dosłownie odzyskuje wolność, ale też dla całej serii, która symbolicznie przechodzi z zamkniętego rozdziału do nowego etapu.
Już od pierwszych stron widać, że scenarzystka Seanan McGuire postawiła na bardziej osobisty ton opowieści. Gwen wraca do codzienności – głodna, bez grosza przy duszy, ale z determinacją. Szybko spotyka Harry’ego Osborna, który w tej wersji rzeczywistości (Ziemia-65) zachowuje się zadziwiająco... normalnie, zważywszy na jego wcześniejszą przemianę w Lizarda. Wspólna scena obiadu to jeden z przykładów małych momentów, które budują charakter postaci i sprawiają, że komiks nabiera osobistego wymiaru.
Kiedy pojawia się Spider-Ham, by zabrać Gwen do wydarzeń Spider-Geddon, tempo znacząco przyspiesza. Gwen trafia na nieznaną Ziemię, gdzie spotyka nową wersję Zielonego Goblina – tym razem przypominającą z wyglądu... Mary Jane. Po krótkiej walce pojawia się Peter Parker z tej alternatywnej rzeczywistości, a Gwen ujawnia mu swoją tożsamość. To zakończenie zeszytu obiecuje ciekawe rozwinięcia i nowe interakcje w kolejnych numerach.
Siła charakteru ponad akcję
Mimo że tło fabularne opiera się na kosmicznej katastrofie (czytaj: Spider-Geddon), sama opowieść skupia się mocno na osobistych rozterkach Gwen, jej próbach odnalezienia się w nowej sytuacji oraz refleksji nad rolą superbohatera. To niecodzienne podejście, szczególnie jak na tie-in, który równie dobrze mógłby być tylko ekspozycją do większych wydarzeń. A jednak McGuire wykorzystuje okazję, by uczynić Gwen pełnoprawną bohaterką z krwi i kości – nie tylko superbohaterką, ale też dziewczyną z problemami, przeszłością i poczuciem winy.
Ten emocjonalny ton przypomina najlepsze momenty z komiksów Milesa Moralesa czy klasycznego Petera Parkera. Gwen nie jest nieomylna – walczy, zmaga się z konsekwencjami własnych decyzji, nie wie, co przyniesie przyszłość. A my, czytelnicy, kibicujemy jej właśnie za tę autentyczność.
Rysunki – neonowy neo-noir
Rosi Kämpe, odpowiedzialna za oprawę graficzną, prezentuje styl, który można określić jako „miękki neonowy noir”. Choć niektórzy fani mogą tęsknić za bardziej stylizowanymi rysunkami z poprzedniego woluminu, Kämpe daje serii nową tożsamość wizualną – ciepłą, barwną, ale też niepokojącą.
Ian Herring, jako kolorysta, znakomicie współgra z wizją artystki – paleta barw balansuje między pastelami a głębokimi, cienistymi tonami, tworząc klimat idealny dla Gwen – dziewczyny balansującej między światłem a mrokiem. Szczególne uznanie należy się za mimikę Gwen, mimo maski – artystka potrafi oddać zaskakująco wiele emocji za pomocą kształtu oczu i pozycji ciała.
Co jednak nieco zawodzi, to sceny walki. Starcie z Goblinem, mimo ciekawego projektu postaci, wypada dość chaotycznie. Brakuje płynności i dramaturgii – kadry są nieco statyczne, nie zawsze pokazują sekwencję ruchów. Efekt? Zamiast emocjonującego starcia, czytelnik może poczuć się zdezorientowany. Na szczęście sceny walki ustępują miejsca... dużo lepiej napisanym momentom dialogowym.
Nowe rozdanie czy kontynuacja?
„Ghost-Spider #1” to z jednej strony nowy początek, a z drugiej – naturalna kontynuacja poprzednich wydarzeń. Komiks nie odcina się od przeszłości – Gwen wciąż nosi bagaż swoich decyzji, odnosi się do więzienia, swojej tożsamości i relacji z Harrym. Jednocześnie seria podąża w stronę odświeżenia wizerunku postaci – nie tylko pod kątem wizualnym, ale też emocjonalnym.
Czuć tu też pewne „zgranie marketingowe” – Marvel chce, by Gwen bardziej przypominała wersję znaną z Marvel Rising czy animacji pokroju Across the Spider-Verse. Jest bardziej pogodna, bardziej „bohaterska”, ale na szczęście nie traci przy tym charakteru.
Tie-in z klasą
W świecie komiksowych eventów często bywa tak, że tie-iny są sztampowe, zbędne lub służą jedynie za tło dla głównej serii. Ghost-Spider #1 na szczęście omija te pułapki. Choć zawiera odniesienia do Spider-Geddon, można go czytać jako samodzielną historię – i właśnie to czyni go tak udanym.
McGuire pisze Gwen z empatią i znajomością materiału – rozumie, co czyni tę postać wyjątkową. Kampe i Herring z kolei tworzą świat, który – mimo że jest alternatywną rzeczywistością – wydaje się autentyczny, żywy i zrozumiały.
Podsumowanie
Spider-Gwen: Ghost-Spider #1 to mocny, emocjonalny powrót jednej z najciekawszych postaci młodego pokolenia Marvela. To nie jest komiks rewolucyjny – nie zmienia uniwersum, nie rzuca wielkich bomb fabularnych – ale za to skupia się na tym, co najważniejsze: postaciach, emocjach i osobistych wyborach. W świecie pełnym kosmicznych bitew i nieskończonych multiwersów, taki kameralny zeszyt potrafi być prawdziwym oddechem.
Nie wszystko zagrało perfekcyjnie – szczególnie sceny akcji mogłyby być lepsze, a pewne powiązania z Spider-Geddon są zbyt szybko rzucone bez wyjaśnienia – ale mimo to, komiks zasługuje na uwagę.
Moja Ocena: 7/10
Plusy:
+Świetna charakterystyka Gwen Stacy+Przemyślane, emocjonalne podejście do tematu superbohaterstwa
+Styl artystyczny dopasowany do klimatu postaci
+Można czytać bez znajomości całego eventu Spider-Geddon
+Intrygujący projekt alternatywnego Goblina
+Ciekawe zakończenie zachęcające do dalszego czytania
Minusy:
– Sceny walki są chaotyczne i mało dynamiczne
– Niewyjaśnione przeskoki fabularne mogą zdezorientować nowych czytelników
– Harry Osborn zbyt szybko „naprawiony” względem poprzednich wydarzeń
– Niektóre momenty z Spider-Geddon nie mają należytego kontekstu