Recenzja Komiksu: Ultimate Wolverine #3 – Solidna kontynuacja, ale bez iskry
Trzecia odsłona Ultimate Wolverine autorstwa Dennisa Condona i Ramóna F. Cappuccio przynosi nam kolejną porcję brutalnej akcji, subtelnych nawiązań do przeszłości Logana i powoli rozwijającego się tła dla świata Earth-6160. Choć wciąż mamy do czynienia z komiksem bardzo dobrze napisanym i narysowanym, to jednak nie sposób pozbyć się wrażenia, że... ta część jest trochę jak jazda na biegu jałowym – silnik działa, ale nie jedziemy do przodu.
Cappuccio robi robotę – i to jak!
Zacznijmy od największego atutu tego numeru – rysunków Ramóna F. Cappuccio. Artysta jest absolutnie w swoim żywiole. Dynamiczne sceny walki, świetnie rozplanowane kadry, a przede wszystkim mimika postaci i emocje ukazane w cichszych, bardziej kameralnych scenach – wszystko to świadczy o najwyższej klasie. Można wręcz wyczuć, że bawił się świetnie, tworząc ten zeszyt. Dlatego tak szkoda, że musiał ustąpić miejsca substytutowi, nawet na chwilę, w tak krótkiej serii. Widać różnicę, i choć nie rujnuje to całości, to zostawia lekki niesmak.
Scenariusz: solidny, ale bez efektu „wow”
Dennis Condon wie, jak pisać postacie – to pewne. Świetnie łączy dialogi z akcją, rozwija relacje między bohaterami i subtelnie rozbudowuje mitologię uniwersum 6160. Ale... ten numer po prostu nie ma wyraźnego celu. Trudno nie odnieść wrażenia, że trzeci zeszyt – w środku miniserii – powinien już mocniej prowadzić nas w stronę finału. Tymczasem tu wszystko jakby się rozmywa. Pojawiają się nowe wątki (pojawiła się Natasha Romanoff!), ale nie wiadomo jeszcze, dokąd mają nas zaprowadzić.
Nowi/starzy gracze na planszy – zaskoczenia i zgrzyty
Pojawienie się Natashy było świetnym ruchem – zarówno ze względu na geograficzną logikę, jak i jej wspólną przeszłość z Loganem jako agentki rosyjskiego rządu. Chemia między nimi jest wyczuwalna, a sama postać została przedstawiona z lekkim, zaskakującym luzem. To miła odmiana.
Mniej przekonująco wypada natomiast... relacja między Kitty a Remym. Ich wspólne sceny są dobrze napisane, walczą razem świetnie – ale wątek romantyczny między nimi? To dziwna decyzja, która bardziej dezorientuje niż buduje emocjonalne napięcie. Czas pokaże, czy twórcy mają na to jakiś głębszy pomysł, ale na razie – nie kupuję tego.
Przeszłość Logana – wciąż w mroku, ale z iskrami
Dostajemy kilka kolejnych „okruchów” przeszłości Wolverina – dosłownie i w przenośni – ale nadal nie wiemy zbyt wiele. Moment, w którym Kitty ma swój „Cassandra Nova moment”, robi wrażenie i może być punktem zwrotnym dla Logana. Scena została świetnie narysowana i zdecydowanie jest jednym z highlightów tego numeru. Ale wciąż mamy więcej pytań niż odpowiedzi.
Strony z danymi – miły dodatek, choć nie zawsze trafiony
W Ultimate Wolverine data pages – czyli strony z dodatkowymi informacjami w formie raportów, ulotek czy wycinków prasowych – pełnią dużą rolę. W tym numerze dostajemy między innymi ulotkę opozycji oraz artykuł dotyczący śmierci czwartego lidera (brata Colossusa i Magik). To ciekawe smaczki, które poszerzają obraz sytuacji politycznej świata. Szkoda tylko, że ilustracje nie zawsze pasują tonem do treści – np. złowieszczy kadr liderów z poprzedniego zeszytu nie pasuje do prób budowania sympatii dla Illyany. Mały szczegół, ale jednak drażni.
Podsumowanie: Dobre, ale nie przełomowe
Ultimate Wolverine #3 to dobry komiks – narysowany z pasją, napisany z solidnym wyczuciem postaci, ale brakuje mu tego jednego mocnego akcentu, który sprawiłby, że z niecierpliwością przewraca się strony. Środkowy zeszyt miniserii powinien rozpędzać akcję przed finałem – a tutaj mamy raczej powolne dryfowanie.
Mimo to, potencjał jest ogromny. Pojawiają się intrygujące tropy, świetne sceny akcji i relacje między postaciami, które mogą eksplodować w finale. Czekam z nadzieją na kolejny numer, ale ten traktuję jako lekkie zawieszenie – nie upadek, ale też nie wzlot.
Moja Ocena: 7/10
Świetna oprawa wizualna, ciekawe wątki poboczne, ale główna oś fabularna potrzebuje solidniejszego kopa. Oby #4 dał nam właśnie to.