Recenzja Komiksu: Nightwing #119 – Powrót Graysona, na który czekaliśmy



 Po kilku latach nieudolnego prowadzenia postaci Dicka Graysona – często opartego bardziej na fanowskich uproszczeniach niż rzeczywistej tożsamości tej ikony DC – Nightwing #119 wreszcie przynosi powiew świeżości. A może lepiej: przywraca temu bohaterowi głos, który od lat był zagłuszany przez nadmiar słodyczy, lukru i pozbawione konsekwencji scenariusze. Dan Watters (scenariusz), Dexter Soy (rysunki) i Veronica Gandini (kolory) rozpoczynają nowy rozdział, który – mimo kilku wpadek – jest zdecydowanie obiecujący.

Dick Grayson wraca do formy

To najważniejsze: Dick w końcu brzmi jak Dick. Mamy tu jego charakterystyczną lekkość, ale też twardość, której brakowało przez większość ostatnich lat. Popularny (i często wyśmiewany) trop „Dick to ten miły” został tu wykorzystany z głową – nie jako infantylna cecha, ale jako kontrast do brutalniejszego Blüdhaven, gdzie jego empatia staje się bronią. Jego kompetencja w walce, brak potrzeby wzywania posiłków i naturalne przywództwo – to wszystko zostało oddane bardzo dobrze.

Czuć ducha starej szkoły, szczególnie z okresu runu Chucka Dixona z lat 90. Jednocześnie Watters nie boi się czerpać z nowszych iteracji, tworząc balans między dojrzałością a młodzieńczą energią, która zawsze była częścią tożsamości Graysona – jeszcze od czasów Robina.

Mroczniejsze Blüdhaven, mniej idealizmu

Jednym z wyraźnych elementów tej nowej ery jest sposób, w jaki ukazane zostało miasto. Po barwnych, niemal „instagramowych” ujęciach z ery Redondo, Blüdhaven wraca do swoich korzeni – jest brudne, niebezpieczne, duszne. Kolorystyka Gandini przyciemnia paletę do odcieni szarości i brązu, co sprawia, że Nightwing – wizualnie i moralnie – wyróżnia się na tle otoczenia. To bardzo trafna decyzja stylistyczna i symboliczna.

Melinda Zucco – w końcu ma sens

Melinda, czyli „siostra” Dicka z kontrowersyjnego runu Taylora, w końcu otrzymuje rolę z prawdziwym ciężarem. Nie jest już tłem, nie jest zapychaczem – staje się kontrastem dla Dicka. Nie może po prostu założyć maski i rozwiązywać problemów jak brat. Musi grać politycznie, czasem iść na układy z diabłem. To nie tylko czyni ją ciekawszą, ale też pogłębia dramat w relacjach Graysona – świetne pole do rozwoju.

Dick & Babs – wreszcie nieprzesłodzeni

Związek Dicka i Barbary od dawna budził emocje – często negatywne, zwłaszcza w ostatnich latach, gdzie ich relacja przypominała raczej kreskówkową parę niż dorosłych bohaterów. Tutaj? Mamy flirt, ale też dystans. Chemia działa, banter jest naturalny, a Barbara w końcu występuje jako Oracle, a nie Batgirl – co wielu fanów uważa za jej najlepszą wersję. Ich relacja jest ciepła, ale nie dominująca, i to ogromny plus.

Tempo i narracja – wreszcie jest sens

Historia wciąga od pierwszej strony. Tempo jest szybkie, ale nie chaotyczne. Watters umiejętnie prowadzi kilka wątków jednocześnie: powrót Dicka do miasta, kryminalne intrygi, rosnące napięcie z nowym przeciwnikiem i obecność Melindy. Najważniejsze jednak: czuć stawkę. W końcu Dick nie jest tylko sympatycznym gościem od selfie z dziećmi – tylko bohaterem, który żyje w niebezpiecznym mieście i walczy z realnym zagrożeniem.

Antagoniści – ciekawie, ale zbyt szybko spaleni

Nowi przeciwnicy wprowadzeni w tym numerze zapowiadają się bardzo dobrze – wyraziści, kolorowi (może nawet trochę w stylu Fortnite), ale z charakterem. Szkoda, że tak szybko zostali zneutralizowani przez nowego głównego złoczyńcę. Ten ostatni z kolei… jeszcze nie przekonuje. Jego narracja w stylu baśniowym może się sprawdzić, ale na razie wydaje się zbyt abstrakcyjna. No i tak – motyw cyrku to temat, który naprawdę można by już odpuścić.

Podsumowanie

Nightwing #119 to bardzo dobry początek nowej ery dla Dicka Graysona. Nie jest to jeszcze poziom klasyków, ale to solidna korekta kursu po zbyt „cukierkowej” poprzedniej serii. Powrót do mroczniejszego Blüdhaven, bardziej złożonych relacji i realnego zagrożenia sprawia, że Dick odzyskuje charakter, który wielu fanów uznawało za zaginiony.

Jeśli kolejne numery utrzymają ten poziom i uda się rozwinąć wątki zamiast je spłaszczyć – może nas czekać najlepsza inkarnacja Nightwinga od czasów Dixona.

Plusy:

+Powrót do sensownej wersji Dicka Graysona

+Naturalna relacja z Barbarą


+Bardziej realistyczne Blüdhaven


+Silny start fabularny

+Świetna oprawa graficzna (Dexter Soy + Gandini)

Minusy:

-Motyw cyrku już się przejadł

-Złożoność wątków może wymknąć się spod kontroli

Moja Ocena: 7.5/10

Nie bez wad, ale zdecydowanie na właściwej drodze. Fani Dicka Graysona mogą odetchnąć – Nightwing znowu ma głos, który warto śledzić.