Recenzja Komiksu: Absolute Batman #5 – Pieniądz, maski i światło w mroku Gotham

 

„Absolute Batman #5” to komiks, który nie tylko podtrzymuje wysoką jakość narracyjną tej serii, ale też znacząco podnosi stawkę. Scott Snyder znów pokazuje, że zna Batmana na wylot – nie tego klasycznego, bogatego, technologicznego, lecz surowego, brudnego, pozbawionego przywilejów Bruce’a Wayne’a, który walczy z systemem będąc jego ofiarą. To opowieść o wściekłości, nadziei, ideologii i – przede wszystkim – o chaosie, który przestaje być tylko zagrożeniem, a staje się realną propozycją dla społeczeństwa pogrążonego w upadku.

Batman kontra Czarny Maska: Starcie ideologii

To, co czyni ten numer wyjątkowym, to nie tylko kolejna spektakularna konfrontacja, ale zderzenie światopoglądów – Batman reprezentuje porządek, Black Mask (Roman Sionis) – chaos. I to nie chaos rodem z kart komiksowego złoczyńcy, lecz przemyślana, ideologiczna propozycja dla miasta, które dawno porzuciło wiarę w sprawiedliwość.

W rękach Snydera Roman staje się czymś znacznie więcej niż typowym przeciwnikiem. Jego przemówienie o śmierci świni na farmie – i euforii, jaką może wywołać pogodzenie się z losem – to brutalna metafora Gotham. W oczach Sionisa mieszkańcy miasta mają przestać walczyć z cierpieniem i zamiast tego... zaakceptować je. W tym świecie Sionis nie jest tylko przestępcą – to nowoczesny kultysta nihilizmu, głoszący porzucenie zasad i przyjęcie brutalności jako nowej normalności.

Światło nad zoo – teatr i symbolika

Numer otwiera emocjonalny powrót do przeszłości Bruce’a – szczepienia po incydencie z nietoperzami w zoo i pogrzeb ojca. Te retrospekcje nie są jednak tanim sentymentalizmem. Snyder konsekwentnie buduje obraz Bruce’a jako człowieka naznaczonego przez miasto i dzieciństwo, które było niczym zapowiedź jego przyszłej tożsamości.

Kiedy Batman pozornie przyjmuje ofertę Sionisa i zabiera walizki z pieniędzmi, wydaje się, że się poddał. Ale to, co następuje później, jest jedną z najlepszych scen w tej serii: pieniądze zamieniają się w gigantyczny symbol nietoperza nad zoo, a memorialne światło rozbłyska ponownie. To teatralne, może wręcz kampowe, ale absolutnie genialne – symboliczne i narracyjnie satysfakcjonujące. "Nie potrzebuję twoich pieniędzy, Roman. Potrzebuję tylko Batmana" – mówi Bruce. I to jest Batman, jakiego kochamy.

Chaos nie zna granic

Snyder jednak nie oszukuje czytelnika – za teatralnością kryje się brutalna rzeczywistość. Party Animals rzucają się na Batmana, a starcie kończy się jego całkowitą porażką. Złamana ręka, płonące ciało, dźgnięcie we własną maskę, w końcu upadek z dachu. Batman zostaje symbolicznie i dosłownie zniszczony – nie przez przemoc fizyczną, lecz przez fakt, że jego gest nie zainspirował nikogo. Mieszkańcy Gotham nie dostrzegają bohaterstwa, dostrzegają jedynie płonące pieniądze – coś, co nie zmienia ich rzeczywistości.

Roman, zamiast ukrywać się po ujawnieniu kompromitujących materiałów, wychodzi do mediów. Jego przemówienie to majstersztyk propagandy – nie wyjaśnia, nie przeprasza. On zaprasza wszystkich do chaosu. "Dołącz do Party Animals, maska i broń czekają na rogu ulicy." Gotham, jak się okazuje, jest gotowe. Przerażająco gotowe.

Postacie drugoplanowe błyszczą

W tle tej opowieści mamy też fantastyczne sceny z Alfredem, który coraz wyraźniej staje się głosem realizmu. Alfred nie jest już tylko wiernym lokajem – to zimny analityk, który wie, że czasem trzeba się cofnąć, by przetrwać. Jego krytyka Bruce’a po tej porażce to jeden z najbardziej gorzkich, ale i prawdziwych dialogów w komiksie.

Barbara Gordon również ma swoją chwilę – niemal zatrzymuje Batmana, ale ostatecznie pozwala mu uciec. I to właśnie te małe decyzje, te momenty niedopowiedzenia, sprawiają, że ten świat żyje. Każdy ma swoją wersję moralności, każdy balansuje między działaniem a bezsilnością.

Warstwa wizualna – brutalność w ruchu

Dragotta i Martin po raz kolejny tworzą komiks, który wygląda jak praca na granicy szaleństwa – panele wypełnione są chaosem, walką, ruchem. Choć miejscami kadry walki są zbyt ciasne, a tempo wymagało trochę więcej przestrzeni, całość nadal robi ogromne wrażenie. Szczególnie scena impalowania gościa z pierwszego numeru przez kolce na plecach Batmana – mroczna, brutalna, ale cholernie satysfakcjonująca.

Plusy:

Świetnie napisany Black Mask jako filozoficzny przeciwnik Batmana – nie tylko zły, ale ideowy i przerażająco logiczny

+Emocjonalna głębia Bruce’a
– retrospekcje z dzieciństwa budują kontekst, a nie są tylko tłem

+Wielka scena ze spalonymi pieniędzmi i światłem Bat-Sygnału
– dramatyczna, piękna, teatralna

+Brutalna, dynamiczna akcja
– zaskakująca, świetnie narysowana i pełna nieoczekiwanych momentów

+Postacie drugoplanowe z charakterem
– Alfred i Barbara dodają autentyzmu i konfliktu

+Tematyka społeczna i psychologiczna
– aktualna, dojrzała i niewygodna

Minusy:

Ciasne kadry walki – czasem akcja aż prosi się o więcej przestrzeni i oddechu

-Mała wiara w inteligencję Gotham
– czasem aż trudno uwierzyć, że nikt nie daje się porwać idei Batmana

-Zagrożenie przesadą
– teatralność może nie każdemu przypaść do gustu (choć naszym zdaniem tu działa na plus)


Moja Ocena: 9/10