Recenzja Komiksu: "Absolute Batman #3" – Młody Mroczny Rycerz wraca na szczyt

 

Po lekkim spadku formy w poprzednim zeszycie, Absolute Batman #3 wraca z impetem, przypominając nam, dlaczego ta seria potrafi tak mocno poruszyć, zaskoczyć i – co najważniejsze – zachwycić. Scott Snyder, wspierany przez fenomenalne ilustracje Nica Dragotty i spektakularne kolory Dave'a Martina, dostarcza najbardziej spójną i emocjonalnie angażującą część tej nowej interpretacji Mrocznego Rycerza.

Nowy Gotham, znane emocje

Tym razem dostajemy więcej z tego, co w tej serii najlepsze – emocji, relacji i niejednoznaczności moralnych. Bruce i Selina w końcu dostają należną im uwagę. Relacja między nimi rozwija się w bardzo ciekawy sposób, przypominając klimat serialowego Gotham, z naciskiem na młodość, samotność i pierwsze, niewinne więzi. Ich wspólna scena na dachach miasta, a później wspólne oglądanie Zorro (z Martą w tle!) są nie tylko urocze, ale i znaczące – świetnie wpisują się w tematykę dziedzictwa i dzieciństwa, która przebija przez całą serię.

Alfred, Batmobil i dump truck z działkiem – czyli o stylu

Alfred i Bruce to kolejny wątek, który zasługuje na pochwałę. Ich relacja została ukazana z czułością i humorem, ale też z pewną surowością, która czyni ją autentyczną. Alfred nie boi się mówić Bruce’owi prawdy – nawet jeśli boli. Szczególnie widać to pod koniec zeszytu, gdy Bruce decyduje się przyjąć pieniądze od Romana (Black Mask), co wzbudza pewien dysonans – Batman i kompromis moralny? Niby inny wszechświat, ale to moment, który podważa spójność z dotychczasową wersją tej postaci.

Nie sposób też nie wspomnieć o designie i stylistyce. Nowy Batmobil – czy raczej Bat-dump truck z działkiem, systemem katapultującym siedzenie i możliwością zanurzenia – to czysta frajda dla oka. A fakt, że Bruce sam to wszystko buduje, daje tej wersji postaci silne piętno niezależności. Bond mógłby tylko pozazdrościć.

Czerwień, pomarańcz i geniusz Dragotty

Dragotta robi tutaj najlepszą robotę z całej serii – dynamiczne, pełne ruchu i szczegółu kadry akcji są mistrzowskie. Początkowa scena skakania po dachach aż tętni energią, a kolory Martina – szczególnie dominujące czerwienie i pomarańcze – nadają wszystkiemu unikalny klimat. Gotham jeszcze nigdy nie wyglądało tak żywo i jednocześnie tak groźnie.

Walka o duszę miasta i Bruce’a

W środku zeszytu tempo nieco spada – scena z Edem może wydawać się nużąca, ale pełni ważną funkcję narracyjną. To właśnie tu budowany jest kontekst dla późniejszego spotkania Harveya z Romanem. I tutaj zaczyna się naprawdę mocna gra. Harvey, który wcześniej bez wahania popierał Gordona, nagle zmienia zdanie i popiera Hilla? Wygląda to na manipulację psychiczną, i jeśli to naprawdę Black Mask za tym stoi, to jego rola rośnie do rangi jednego z najciekawszych złoczyńców tej wersji uniwersum.

Roman – pozornie pomocny, momentami wręcz przekonujący – nagle z zimną krwią zabija zapaśnika. Brutalność z zaskoczenia działa tu doskonale. To przeciwnik, którego nie da się rozgryźć, a to czyni go jeszcze bardziej niepokojącym.

Martha Wayne żyje – i błyszczy

Nie można też pominąć Marthy. Snyder pokazał ją jako silną, troskliwą i zaangażowaną postać – kogoś, kto nie tylko jest matką, ale i aktywnym obywatelem Gotham. Jej współpraca z Jimem Gordonem jako zastępca burmistrza to ciekawy rozwój fabularny, który może mieć ogromne konsekwencje w kolejnych zeszytach. Fakt, że przeżyła strzelaninę, która zdefiniowała Bruce’a, to świetna modyfikacja klasycznego motywu. Dzięki temu Batman tej wersji ma inne motywacje – mniej mroczne, bardziej ukierunkowane na zmianę systemu niż na zemstę.

Ark M, Black Mask i dramatyczna ironia

Projekt Ark M, który wcześniej wydawał się wciśnięty na siłę, w tym numerze zostaje sensownie rozwinięty. Także konflikt wewnętrzny Bruce’a – czy działać zgodnie z zasadami, czy posunąć się do współpracy z kimś, kogo nienawidzi – zyskuje głębię. To właśnie taki Batman – rozdarty, ale zdeterminowany – sprawia, że ta historia staje się prawdziwie fascynująca.

Ironią losu jest też refleksja o tym, co Batman mógłby osiągnąć, gdyby miał więcej pieniędzy. A przecież ten Bruce i tak jeździ opancerzonym pojazdem z wyrzutnią, więc trudno mówić o braku zasobów – a jednak to uczucie niedostatku sprawia, że jego walka wydaje się bardziej prawdziwa.

Plusy:

+Fantastyczna oprawa graficzna – Dragotta i Martin są w szczytowej formie.

+ Realistyczne i głębokie relacje postaci – szczególnie Bruce i Selina, oraz Bruce i Alfred.

+Kreatywne projekty sprzętu i pojazdów – Batmobil to istna wisienka na torcie.

+Ciekawy rozwój psychologiczny Bruce’a – moralne dylematy, walka z systemem, idealizm.

+Black Mask jako złoczyńca coraz bardziej fascynujący i przerażający.

+ Martha Wayne – żywa, aktywna i świetnie napisana.

Minusy:

- Środek zeszytu traci tempo – sceny z Edem są zbyt rozwleczone.

-Decyzja Bruce’a o przyjęciu pieniędzy od Romana może budzić kontrowersje – nieco za bardzo odchodzi od "esencji" Batmana.

- Zamiast kontynuacji cliffhangera – w kolejnym zeszycie dostaniemy origin story, co dla niektórych może być rozczarowujące.

Moja Ocena: 8.5/10

Absolute Batman #3 to zeszyt, który udowadnia, że Snyder i jego zespół wiedzą, co robią. Mocna narracja, spektakularna oprawa wizualna i pełnokrwiste postacie sprawiają, że jest to jedno z najciekawszych podejść do Mrocznego Rycerza ostatnich lat. Jeśli kolejne numery utrzymają poziom – możemy mieć do czynienia z prawdziwym klasykiem nowej ery DC.