Recenzja filmu - Thunderbolts*

Thunderbolts* – Czy Marvel odzyskuje formę?


Thunderbolts* to nie tylko kolejny film w rozrastającym się uniwersum Marvela, ale również jeden z najbardziej oryginalnych i emocjonalnie dojrzałych projektów studia od lat. W przeciwieństwie do wielu poprzednich produkcji MCU, o których wolałbym zapomnieć i które często tonęły w przewidywalnych schematach, nadmiernie skomplikowanej mitologii multiversum czy pustych efektach specjalnych, ta opowieść o grupie nieudaczników i zdradzonych bohaterów wyróżnia się świeżością, głębią charakterów i świetnie wyważonym połączeniem humoru i dramatu. Reżyser Jake Schreier oraz scenarzyści Eric Pearson i Joanna Calo stworzyli film, który – choć technicznie wpisuje się w ramy MCU – czuje się jak odrębna, pełnokrwista przygoda, zdolna przyciągnąć nawet tych widzów, którzy mają już dość filmów o superbohaterach.  


Świat po Avengers: Bohaterowie, którzy nie pasują do układanki


Główną siłą Thunderbolts* są jego bohaterowie – grupa outsiderów, którzy nie tylko nie przypominają dawnych, idealizowanych Avengers, ale wręcz wydają się ich karykaturalnym przeciwieństwem. To postacie naznaczone traumą, błędami i poczuciem wyobcowania, które nigdy nie były traktowane jak prawdziwi bohaterowie. Na czele stoi Yelena Belova (Florence Pugh), była rosyjska zabójczyni i przybrana siostra Black Widow, która wciąż zmaga się z demonami przeszłości i nieprzepracowaną żałobą po Nataszy. Jej postać jest niewątpliwie sercem filmu, a Pugh po raz kolejny udowadnia, że jest jedną z najzdolniejszych aktorek swojego pokolenia, mistrzowsko balansując między ciętym humorem a przejmującą dramaturgią.  


Obok niej pojawiają się:  

- Red Guardian (David Harbour) – nieco żałosny, ale przez to niesamowicie sympatyczny były rosyjski superżołnierz, który wciąż żyje dawną chwałą i nie potrafi pogodzić się z tym, że świat już go nie potrzebuje. Jego relacja z Yeleną to jedna z najciekawszych dynamicznych par w całym MCU.  

- John Walker (Wyatt Russell) – zdemoralizowany następca Kapitana Ameryki, który nie tylko nie sprostał oczekiwaniom, ale także złamał się pod ciężarem własnych słabości. Russell znakomicie oddaje jego gorycz i wewnętrzne rozdarcie.  

- Bucky Barnes (Sebastian Stan) – Winter Soldier, weteran o przeszłości pełnej przemocy, który wciąż szuka swojego miejsca w świecie. Stan, podobnie jak w serialu "Falcon and the Winter Soldier", gra go z wyczuwalnym ciężarem doświadczeń.  

- Ghost (Hannah John-Kamen) – tajemnicza postać o zdolnościach fazowania, której motywacje pozostają niejasne aż do końca. Niestety, jej rozwój jest jednym z nielicznych słabszych punktów filmu.  

- Bob (Lewis Pullman) – zwykły człowiek wrzucony w środek szaleństwa, który początkowo wydaje się przypadkowym elementem, ale szybko okazuje się kluczowy dla fabuły.  


Ta różnorodna grupa zostaje zmanipulowana przez Valentinę Allegrę de Fontaine (Julia Louis-Dreyfus), bezwzględną szefową CIA, która postanawia pozbyć się niewygodnych świadków swoich operacji. W efekcie bohaterowie, zamiast walczyć przeciwko sobie, muszą nauczyć się współpracować, by przeżyć.  



Gatunkowy miks: Akcja, humor i głębsze przesłanie 


Thunderbolts* udanie balansuje między gatunkami, oferując zarówno dynamiczne sekwencje akcji, jak i inteligentny humor oraz emocjonalną głębię. W przeciwieństwie do wielu innych filmów Marvela, gdzie walki często przypominają chaotyczne widowiska CGI, tutaj akcja jest klarownie sfilmowana, z wyraźnie widoczną choreografią i realnym poczuciem zagrożenia.  


Jednak to, co naprawdę wyróżnia Thunderbolts*, to jego podejście do tematu traumy i wykluczenia. W przeciwieństwie do wielu współczesnych blockbusterów, które używają psychologicznego obciążenia bohaterów jako taniego dramaturgicznego chwytu, tutaj ich wewnętrzne demony są kluczowe dla fabuły. Szczególnie poruszająca jest scena, w której Yelena musi zmierzyć się z duchami przeszłości – sekwencja przypominająca nieco "Być jak John Malkovich" czy "Eternal Sunshine of the Spotless Mind", surrealistyczna i pełna emocji.  


Czy to naprawdę najlepszy film Marvela od lat? 


W ostatnich latach MCU borykało się z kryzysem kreatywnym – "Eternals", "Quantumania" czy o zgrozo "The Marvels" były rozczarowaniami, możemy się pokusić że"Deadpool & Wolverine" był przedsmakiem tego jaka era nas czeka. Thunderbolts* udowadnia, że Marvel wciąż potrafi zaskakiwać, gdy odchodzi od woke formuły.  


Film ma wprawdzie pewne wady – postać Ghost mogła by być lepiej wyeksponowana, Taskmaster i to co się z nim dzieje zakrawa o pomstę do nieba, a finałowa bitwa, choć wizualnie interesująca, wydaje się nieco pospieszna, jakby czegoś brakowało, jakby kilka scen zostało w ostatniej chwili usuniętych. Mimo to Thunderbolts* to jedna z najbardziej spójnych i satysfakcjonujących produkcji studia od czasu "Avengers: Endgame".  





Podsumowując Thunderbolts* to film, który łączy w sobie to, co najlepsze w kinie Marvela: dynamiczną akcję, błyskotliwy humor i prawdziwe emocje. Florence Pugh błyszczy w roli Yeleny, a reszta obsady znakomicie uzupełnia jej kreację. To opowieść o ludziach, którzy nie są idealni, ale właśnie dlatego są tak przekonujący. Jeśli Marvel chce odzyskać zaufanie widzów, Thunderbolts* pokazuje właściwy kierunek.   Ten film to dowód, że MCU wciąż ma coś do zaoferowania – pod warunkiem, że postawi na świeże pomysły i prawdziwych bohaterów, a nie tylko na kolejne rozbudowywanie uniwersum


Moja Ocena: 9/10 Jest to zdecydowany MUST WATCH!

.