Recenzja Komiksu: Nightwing #126 – Blüdhaven w ogniu zwątpienia

 


Po burzliwych wydarzeniach ostatnich numerów i klimatycznym wejściu Francesco Francavilli w roli rysownika, "Nightwing #126" serwuje nam nietypową, chwilową przerwę od głównej fabuły. To opowieść, która balansuje między klimatem noir znanym z "Gotham Central", a policyjnym thrillerem podszytym horrorem. Niestety, mimo ciekawych momentów i kilku solidnych pomysłów, całość wydaje się być odrobinę… pusta. A do tego niemal całkowicie zatopiona w żółci – dosłownie.

Francavilla i obsesja na punkcie żółtego

Pierwsze co rzuca się w oczy? Kolorystyka. I to dosłownie. Żółty dominuje absolutnie wszystko – od świateł ulicznych, przez neony, po odcienie skóry bohaterów. Efekt jest z jednej strony hipnotyzujący i podkreśla atmosferę niepokoju, ale z drugiej – momentami wręcz męczący. Trudno oprzeć się wrażeniu, że kolorysta chciał na siłę nadać historii klimat noir-horrorowy, ale zapomniał o subtelności.

Francavilla to mistrz nastroju, ale tu popada w przesadę. Styl nadal bywa efektowny, ale kontrast z wcześniejszymi, bardziej kolorowymi numerami jest tak duży, że może być dla wielu czytelników trudny do zaakceptowania.

Śledztwo, relacje i domowy dramat

Tym razem główną bohaterką nie jest Nightwing, lecz Maggie Sawyer, która z każdą kolejną stroną wydaje się być bardziej pogubiona jako komisarz, partnerka i człowiek. Próbuje pogodzić życie osobiste z obowiązkami, ale przeszłość, niedobitki starego układu i paranoja systemu policyjnego nie pozwalają jej odetchnąć.

Spotkanie z córką swojej partnerki, Claire, staje się zaskakująco ważnym punktem numeru. Dziewczynka kwestionuje sens pracy Maggie, nie rozumiejąc, dlaczego ktoś miałby zaufać policji  zwłaszcza tej w Blüdhaven. To proste pytanie trafia w samo sedno krytyki systemu i wpływa na Maggie bardziej niż kolejna kula wystrzelona przez zamaskowanego zamachowca.

Kapitan Hollow: dobry design, kiepska motywacja

Głównym zagrożeniem jest wciąż tajemniczy Captain Hollow duch czy legenda blüdhaveńskiej policji. Niestety, jego demistyfikacja wypada słabo. Zamiast pogłębiać atmosferę zagrożenia, historia zmienia się w coś rodem z "Scooby-Doo": zamaskowany złoczyńca, który okazuje się jednym z byłych policjantów.

To rozczarowujące, zwłaszcza że sam design postaci – z maską przypominającą doktora plagi i kulami z odznak aż prosi się o lepsze backstory. Ostatecznie okazuje się, że to grupa zawiedzionych, skorumpowanych glin, którzy mścili się za swoje zwolnienia i porażki. Niby ciekawy twist, ale rozmywa mit, który tak pieczołowicie budowano w poprzednich numerach.

Nightwing, Oracle i detektywistyczna robota

Na szczęście, Nightwing ma tu kilka świetnych momentów. Szczególnie dobrze wypada jego współpraca z Oracle wspólna analiza śladów chemicznych i błota na płaszczu Hollowa przypomina, że Dick Grayson to nie tylko akrobata, ale również były detektyw i glina.

To właśnie tego typu elementy klasyczne śledztwo, rozkładanie dowodów, fizyczne ścieranie się z przestępcami dodają komiksowi tempa i wiarygodności. Szkoda, że nie było tego więcej.

Kulminacja: chaos i kuchenne narzędzia zbrodni

Finałowy akt rozgrywa się w mieszkaniu Maggie, gdzie Hollow atakuje i porywa Claire. Starcie jest brutalne, szybkie i… nieco chaotyczne. Katie atakuje napastnika patelnią, Maggie wbija nóż w jego gardło, a Claire prawie ginie spadając z pożarowych schodów tylko po to, by w ostatniej chwili uratował ją Nightwing.

Choć emocji nie brakuje, to wszystko dzieje się zbyt szybko, a rozwiązanie nie przynosi satysfakcji. Złoczyńca okazuje się nikim szczególnym, Claire wraca do ramion matki, a Maggie… pozostaje z jeszcze większymi wątpliwościami.

Tematy, które Watters ledwo dotyka

Dan Watters porusza istotne tematy – nadużycia władzy, brak zaufania do instytucji, kryzys sumienia u stróżów prawa. To ważne, aktualne kwestie, które w kontekście Blüdhaven nabierają szczególnego ciężaru. Ale wciąż brakuje jednego kluczowego wątku: przeszłości Nightwinga jako policjanta.

Wątek ten mógłby stanowić emocjonalny pomost między Dickiem a Maggie. Tymczasem zostaje całkowicie pominięty. Nieobecność postaci takich jak Amy Rohrbach, czy nawet odniesień do poprzednich lat Graysona w mundurze, jest nie tylko zaskakująca, ale wręcz rozczarowująca.

Czy ten mini-ark miał sens?

Jako przerywnik, "Nightwing #126" działa średnio. Z jednej strony, dodaje warstwy mitologii Blüdhaven, wzmacnia postać Maggie i daje nam dość unikalny ton. Z drugiej wydaje się oderwany od reszty runu, rozmywa napięcie i zostawia z uczuciem niedosytu.

Plusy:

+Styl Francavilli wciąż potrafi oczarować, mimo przesytu żółcią

+Dobry motyw relacji Maggie–Claire, pełen emocjonalnej głębi


+Nightwing jako detektyw to zawsze miły widok


+Podjęcie ważnych tematów: zaufania, lojalności, korupcji

+Ustawienie nowego wątku z zaginioną Melindą i tajemniczym nowym Hollowem

 Minusy:

– Kolorystyka zdominowana przez żółć – nużąca i monotonna

– Złoczyńca z potencjałem zmarnowany przez płytką motywację

– Zbyt mało samego Nightwinga w komiksie o... Nightwingu

– Ograniczony rozwój głównego wątku fabularnego

– Brak odniesień do przeszłości Dicka jako policjanta

Ocena końcowa: 7/10