Recenzja Komiksu: Absolute Batman #9 – Mrok, Bane i Ark M na pełnych obrotach
Seria Absolute Batman od samego początku udowadnia, że potrafi być jednocześnie brutalna, świeża i niezwykle angażująca. Scott Snyder oraz Nick Dragotta w dziewiątym numerze wchodzą na wyższy poziom opowieści, rozpoczynając nowy rozdział zatytułowany Abomination. Jeśli ktoś uważał, że po historii z Mr. Freezem nie da się już podkręcić tempa, ten numer udowadnia coś zupełnie odwrotnego to prawdopodobnie najlepszy zeszyt cyklu.
Gotham na krawędzi
Miasto nadal nie podniosło się po krwawej rozprawie z Party Animals i Black Maskiem. Gotham funkcjonuje w stanie niemal wojennym pod policyjną godziną, z atmosferą napięcia, która wylewa się z każdej strony kadru. Batman działa bez wytchnienia, a liczba rannych złoczyńców przewyższa możliwości miejskich szpitali. Snyder wprowadza tu brutalny, ale zarazem ironiczny element w pewnym momencie do transportu przestępców zaczynają wykorzystywać… Ubery i rikszarzy. To groteska i realizm jednocześnie coś, co perfekcyjnie pasuje do wizji „absolutnego” Gotham.
Nowa drużyna, nowa dynamika
Jednym z największych zaskoczeń tego numeru jest rosnąca rola „Crime Alley Kids” grupy, która działa niemal jak nowa, alternatywna Bat-rodzina. Bruce zaczyna korzystać z pomocy nie tylko Alfreda, ale także Riddlera, Pingwina czy Dwóch Twarzy. W innym uniwersum taka współpraca brzmiałaby absurdalnie, ale tutaj działa znakomicie. Każdy z sojuszników wnosi coś własnego, a Bruce pozbawiony swojego majątku i dawnych zasobów uczy się polegać na ludziach, którzy naprawdę go otaczają. To świeży, odważny kierunek, który redefiniuje postać Batmana.
Ark M – serce mroku
Prawdziwym objawieniem tego zeszytu jest jednak Ark M tajemnicze, mroczne laboratorium, którego historia sięga lat 30. To nie kolejny Arkham Asylum, jakie znamy to podziemny kompleks, pełen sekretów, symbolizujący ukrytą warstwę zepsucia i koszmaru, z którą Batman nigdy wcześniej nie musiał się zmierzyć. Snyder i Dragotta świetnie wykorzystują atmosferę horroru, wprowadzając elementy grozy rodem z najlepszych gier i filmów grozy. Motyw olbrzymiego szkieletu humanoidalnego nietoperza to czysta perełka wizualnie i narracyjnie.
Wejście Bane’a – nowa definicja grozy
Ale to Bane jest bez wątpienia gwiazdą tego numeru. Jego absolutna wersja to coś zupełnie innego niż typowe przedstawienia tej postaci. Ogromny, nieludzki wręcz fizycznie, ale też diabelnie inteligentny i świadomy swoich umiejętności. To nie brutalny osiłek – to wojownik i strateg, który w kilka chwil rozkłada Batmana na czynniki pierwsze, wyłączając jego kolejne kończyny niczym profesor oceniający ucznia na sparingu. Najbardziej przeraża fakt, że wszystko to dzieje się przed zastrzykiem Venomu. Jeśli dołożyć do tego jego niepokojąco spokojne, niemal przyjacielskie podejście mamy do czynienia z najgroźniejszą wersją Bane’a w historii komiksów.
Scena, w której Bane unosi sparaliżowanego Batmana, by wprowadzić go w „nowy dom”, należy do najbardziej pamiętnych momentów całej serii. Dragotta rysuje go z taką intensywnością, że każdy kadr pulsuje zagrożeniem.
Alfred i cień przeszłości
Ciekawym wątkiem pobocznym jest przeszłość Alfreda, której Snyder uchyla rąbka. Jego dawna służba w SIS i potencjalne powiązania z Bane’em rzucają nowe światło na jego postać. To nie tylko lojalny lokaj, ale ktoś, kto nosi na barkach własne tajemnice i winy. Relacja Alfreda i Bruce’a zyskuje tu zupełnie nową głębię.
Humor, dramat i mrok w idealnych proporcjach
To, co czyni Absolute Batman #9 tak wyjątkowym, to balans. Mamy intensywną akcję, mroczną atmosferę, subtelne wątki emocjonalne (jak flashback z Waylonem i Seliną), a także inteligentnie wpleciony humor. Snyder i Dragotta udowadniają, że potrafią pisać historię zarówno wielowarstwową, jak i widowiskową.
Podsumowanie
Absolute Batman #9 to absolutny majstersztyk i jeden z najlepszych zeszytów Batmana ostatnich lat. To historia pełna napięcia, grozy, świetnie napisanych postaci i kapitalnych wizualnych pomysłów. Snyder konsekwentnie rozwija swoją wizję „absolutnego” uniwersum, a Dragotta dostarcza rysunków, które zostają w pamięci na długo.
Plusy:
+rewelacyjne wejście Bane’a i świeże ujęcie tej postaci,+niesamowita atmosfera Ark M – horror i tajemnica w jednym,
+świetna dynamika nowej „Bat-rodziny”,
+inteligentny scenariusz łączący akcję, grozę i humor,
+fantastyczne rysunki Dragotty (zwłaszcza monumentalne kadry z Bane’em),
+pogłębiona postać Alfreda,
+unikatowe spojrzenie na Gotham jako miasto w stanie upadku.
Minusy:
-niektórym czytelnikom może przeszkadzać nadmiar wątków pobocznych,-pewne elementy (jak przeszłość Alfreda) są tylko zarysowane i mogą frustrować oczekiwaniem na wyjaśnienia.
Moja Ocena 9/10