Recenzja komiksu: Wolverine #7 – Między stalą a dziedzictwem



Wolverine #7 to komiks, który w całości skupia się na starciu – fizycznym, emocjonalnym i mitologicznym. Na pierwszy rzut oka jest to klasyczny „beatdown” to numer w stylu: Logan kontra Romulus, potężne uderzenia, eksplozje, walka aż do rdzenia Ziemi. Ale pod powierzchnią (dosłownie i fabularnie) kryje się próba pogłębienia mitu Wolverine’a – z różnym skutkiem.

Stal, przemoc i mit

Fabuła numeru koncentruje się na walce Logana z Romulusem – postacią, która od lat budzi mieszane uczucia wśród fanów. Walka jest brutalna i dobrze narysowana, a artystyczna oprawa numeru zasługuje na duże uznanie. Szczególnie efektownie wypada moment, gdy Romulus staje się „pełnometaliczny”, pokryty Adamantynem niczym żywa zbroja. Scena robi wrażenie – jest potężna, niemal mityczna, ale też wywołuje pytanie: dokąd to wszystko prowadzi?

Romulus rzuca filozoficzne i enigmatyczne teksty na temat metalu, siły, ewolucji – co brzmi intrygująco, ale niekoniecznie przekłada się na realną motywację. Chce, by Logan go zabił? A może chce, żeby dołączył do niego? Czy chodzi o pozbycie się metalu, który zmienia ludzi w broń? Komiks rzuca wiele wątków, ale żadnego nie rozwija do końca, pozostawiając czytelnika w stanie niepewności – nie tyle pozytywnej, co nieco frustrującej.

Mitologia, historia i… nieścisłości

Jednym z bardziej kontrowersyjnych (choć też zabawnych) elementów numeru jest rzekome nawiązanie Romulusa do historii starożytnego Rzymu. Postać przedstawia się z imperialnym zadęciem, ale... no cóż, historyczny Romulus nie był cesarzem, tylko królem – na długo przed czasami Imperium. Dla niektórych to zabieg stylizacyjny, dla innych irytujący anachronizm. Co ciekawe – sam pomysł wykorzystania motywów starożytnych, nawet jeśli niedokładnych, nadal działa na korzyść komiksu, bo dodaje mu pewnej głębi i mroku.

Czytelnikowi pozostaje tylko żałować, że Marvel nie pociągnął tego pomysłu dalej. Wyobraźmy sobie mutantów inspirowanych Kaligulą, Nerem czy Domicjanem – psychopatycznych cesarzy jako złoczyńców z mocami. To byłoby coś. A tak, Romulus znów pozostaje nijaki – groźny, ale nie fascynujący.

Monologi i Wendigo – co trzyma tę serię przy życiu

Na plus warto odnotować wewnętrzne monologi Logana – są dobrze napisane, brzmią autentycznie, choć momentami mogłyby mieć więcej charakterystycznego „głosu” Wolverinea. Historia z Wendigo nadal się tli gdzieś w tle i to jeden z tych wątków, które przyciągają do tej serii bardziej niż sam Romulus.

Wolverine #7 sprawia wrażenie przystanku w szerszej historii – przystanku z fajerwerkami, ale też bez konkretnego celu. Tempo jest szybkie, akcja dynamiczna, ale czytelnik czuje, że brakuje mu nagrody za zaangażowanie.

Podsumowanie

Wolverine #7 to numer z wielkim potencjałem wizualnym i intrygującymi pomysłami, które nie zostają w pełni wykorzystane. Brutalna walka i niesamowita oprawa graficzna sprawiają, że czyta się go z przyjemnością, ale po zamknięciu zeszytu zostaje pewien niedosyt. To komiks, który chciałby być filozoficzny i mitologiczny, ale gubi się w nadmiarze niedopowiedzianych motywów.

Jeśli jesteś fanem Wolverinea – sięgnij po ten numer dla akcji i atmosfery. Ale jeśli szukasz głębi i świeżości w opowiadaniu historii – ten zeszyt tylko drażni apetyt.

Plusy:

+ Świetna oprawa graficzna – dynamiczna, pełna energii i detali

+ Widowiskowa walka Logana z Romulusem

+ Interesujące wprowadzenie motywów mitologicznych i historii

+ Dobre monologi wewnętrzne Wolverinea

+ Wątek Wendigo nadal intryguje

Minusy:

– Romulus jako postać wypada nijako i przewidywalnie

– Motyw z Adamantynem i jego „dziedzictwem” nie wnosi wiele nowego

– Historyczne niedokładności mogą razić bardziej świadomych czytelników

– Zbyt szybkie tempo – historia nie ma czasu na wybrzmienie

– Brak klarownej motywacji antagonistów



Ocena końcowa: 6.5/10