Recenzja Komiksu: Ultimate Wolverine #4 – Walka wewnętrzna, która nie pozostawia śladów

 


"Ultimate Wolverine #4" to odważna próba opowiedzenia historii z perspektywy wewnętrznego świata jednego z najbardziej brutalnych i tragicznych bohaterów Marvela. Niestety, mimo interesujących założeń i fenomenalnej oprawy graficznej, ten numer nie spełnia w pełni swojego potencjału. Jest bardziej wizualnym eksperymentem niż rzeczywistym postępem fabularnym, a jego narracyjne ambicje zostają przytłoczone przez nieczytelność i przewidywalność.

Wilk, niedźwiedź i pustka między nimi

Zdecydowaną większość numeru spędzamy wewnątrz umysłu Logana, w metaforycznej przestrzeni, gdzie Wolverine – przedstawiony jako wilk – staje do walki z potężnym białym niedźwiedziem. Walka ta, mimo dynamicznych kadrów i brutalnej intensywności, jest dość... jednowymiarowa. Symbolika wydaje się oczywista od pierwszych stron: niedźwiedź to zapewne kondycjonowanie Logana przez Dr. Prosotvicha, a może nawet sama Jean Grey, która odgrywa tu niezwykle mroczną rolę.

W teorii fascynujące. W praktyce narracja wydaje się rozciągnięta do granic wytrzymałości, a jej symbolika tak ciężka, że traci sensowność. Czytelnik niemal od razu łapie przekaz: Logan walczy z własnym zniewoleniem. Problem w tym, że komiks nie mówi nic więcej, a kolejne strony tej metaforyczno-zwierzęcej walki nie dodają nowej treści. W efekcie czujemy, że stoimy w miejscu.

Jean Grey – więzienna dusza serii Ultimate

Gdy w końcu wychodzimy z umysłu Logana i powracamy do rzeczywistości, dostajemy kilka szokujących, ale nie do końca wyjaśnionych rewelacji. Jean Grey została schwytana przez Directorate X – razem z Xavierem i Magneto – i jej ciało zostało podłączone do Cerebro, z mózgiem dosłownie wyciągniętym z czaszki. To ona podtrzymuje psychiczne więzy Logana. To mroczne, brutalne, wizualnie przykuwające uwagę... ale wciąż bardziej zapowiedź niż faktyczna opowieść.

To kolejny przypadek, kiedy Ultimate Wolverine stawia na pomysł, ale zapomina o jego rozwinięciu. Historia Jean wydaje się niesamowicie ważna, ale zostaje zepchnięta do roli „data page” i jednego szokującego kadru. Brakuje emocji. Brakuje dramaturgii. Brakuje... Jean.

Gambit i Kitty – świat płonie, ale mają siebie

Na szczęście jest coś, co ratuje ten numer od pełnej stagnacji – to Gambit i Kitty Pryde, liderzy rebelii przeciwko Eurazjatyckiej Republice Rasputina. W krótkiej, ale treściwej sekwencji dowiadujemy się, że stracili Nightcrawlera i Mystique w ataku Winter Soldiera (Jamesa Howletta), a teraz sami stają w obliczu śmiertelnego zagrożenia.

Gambit wspomina postać z przeszłości z „kościanymi pazurami” (mrugnięcie do klasycznego Logana), a Kitty po bolesnym odkryciu tożsamości żołnierza – próbuje przemówić mu do rozsądku. Bezskutecznie. Dopiero użycie sztuczki w stylu Cassandry Novy przefazowanie ręki przez jego głowę przywraca mu fragmenty wspomnień. To moment pełen napięcia, emocji i świetnego tempa. Szkoda, że zajmuje tylko kilka stron.

Data pages lepsze niż komiks? Niestety tak.

To największy paradoks tej serii najlepsze pisanie pochodzi nie z dymków dialogowych, ale z tekstów umieszczonych na „data pages”. Tam odkrywamy konteksty, zależności, genezy projektów i mroczne sekrety Directorate X.

Tyle tylko, że komiks powinien „pokazywać, nie mówić”. A tutaj często czytamy więcej niż przeżywamy. To rozczarowujące, bo historia ma ogromny potencjał opowieść o zniewoleniu umysłu, o wojnie idei, o rebelii w dystopijnej wersji świata Marvela.

Sztuka Cappuccio – brutalność w najwyższej klasie

Jednym z największych atutów tego numeru i całej serii jest oprawa graficzna autorstwa Alessandro Cappuccio. Rysunki są dzikie, brutalne, pełne energii i krwi. Styl artysty perfekcyjnie oddaje chaos, jaki reprezentuje Wolverine jako broń, nie człowiek.

Sceny walki wilka z niedźwiedziem są wręcz hipnotyzujące, a kadry z Jean Grey podłączoną do Cerebro należą do najbardziej niepokojących obrazów, jakie widzieliśmy w całym Ultimate Universe. Cappuccio daje z siebie wszystko, ale scenariusz nie pozwala jego pracom w pełni zabłysnąć.

Czy to naprawdę „Ultimate”?

Największy problem „Ultimate Wolverine” to fakt, że czujemy, że to już widzieliśmy. Historia o zniewoleniu umysłu Logana, o walce wewnętrznej, o powracających wspomnieniach to wszystko już było. Tyle że lepiej. Brakuje tu świeżości, jaką prezentują inne tytuły z Ultimate Universe (np. „Ultimate Spider-Man” Hickmana czy „Ultimate Black Panther” Bryana Hilla).

Choć seria próbuje być bardziej eksperymentalna, tutaj eksperyment się nie udał. Przez 3/4 numeru tkwimy w metaforycznej walce, która niczego nowego nie wnosi. Gdy pojawia się prawdziwa akcja jest już za późno.

Podsumowanie

"Ultimate Wolverine #4" to ambitny, ale nierówny numer. Próbuje opowiedzieć historię o walce z własnymi demonami i o wpływie traumy na tożsamość. Niestety robi to w sposób zbyt dosłowny, zbyt rozwleczony i zbyt mało nowatorski, by naprawdę poruszyć czytelnika.

Świetna oprawa graficzna i kilka emocjonalnych momentów ratują ten zeszyt przed całkowitym fiaskiem. Ale jako część nowego, odważnego Ultimate Universe wypada blado. Ostatecznie to najsłabszy tytuł z nowej linii Marvela. I choć nadal warto śledzić, dokąd zmierza ta historia, entuzjazm jest coraz mniejszy.

Plusy:

+Świetna oprawa graficzna Alessandro Cappuccio – brutalna, sugestywna, pełna detali

+Interesujące tło fabularne (Jean Grey jako więzień Cerebro, Gambit i Kitty jako liderzy rebelii)


+Kilka naprawdę mocnych momentów (Cassandra Nova trick, data pages)

+Próba opowiedzenia historii w inny sposób – odważna, choć nieudana

Minusy:

− Zbyt duża część numeru spędzona w metaforycznej walce bez rozwoju fabularnego

− Brak emocjonalnej głębi w historii Jean Grey

− Narracyjna przewidywalność – znów Logan kontra własne instynkty

− Najważniejsze informacje schowane w „data pages”, zamiast w samej fabule

− Zmarnowany potencjał serii – historia nie wnosi nic nowego do mitu Wolverine’a

Ocena końcowa: 6/10