Recenzja Komiksu: Nightwing #124 – Cyrk, krew i koszmary
To, co dzieje się obecnie w serii Nightwing, to spełnienie marzeń każdego fana Dicka Graysona, który przez lata musiał znosić sinusoidę jakości — od znakomitych historii po absolutne katastrofy. O ile ostatnie numery autorstwa Dana Wattersa nie wywracają świata do góry nogami, to oferują coś, czego brakowało tej postaci przez długi czas: spójność, charakter i tajemnicę, której rozwiązania nie sposób przewidzieć.
Zachować duszę w świecie koszmarów
Watters kontynuuje fabułę z gangową wojną w tle, dodając do niej elementy nadnaturalne i psychologiczny horror, które zaskakująco dobrze pasują do uniwersum Nightwinga. Cirque Du Sin, mroczny, eldrichowy cyrk, który nawiedza przeszłość Dicka, nie tylko nadaje ton całości, ale i przekształca cyrk — miejsce bliskie sercu Graysona — w coś złowieszczego i obcego. To bolesne, bo przecież to właśnie cyrk był jego pierwszym domem. A teraz, po raz kolejny, DC stara się odebrać mu ten fragment bezpieczeństwa.
Jednym z najmocniejszych elementów tego zeszytu są halucynacje Dicka, które zaczynają się po dramatycznej transfuzji krwi dla trójki chorych członków gangu Flybois. Nikt poza nim nie mógł (lub nie chciał) pomóc – a jako uniwersalny dawca, Nightwing postanowił działać, mimo że kosztowało go to... zatrzymanie akcji serca.
Dick Grayson: bohater z krwi i kości
W tej scenie Watters doskonale pokazuje, kim naprawdę jest Dick Grayson — nie tylko bohaterem w masce, ale kimś, kto oddaje wszystko, nawet swoje zdrowie, dla innych. Tylko jeden z trójki przeżył, ale Nightwing i tak uważa, że było warto. To piękny moment, który pokazuje moralny kręgosłup tej postaci.
W efekcie Dick zaczyna widzieć postać Zanniego – lalkarza z Cirque Du Sin, który przemawia jak prawdziwa, świadoma istota. To nie tylko wizja – to fragment szerszego planu Olivii Pearce, kobiety, która w tym zeszycie wreszcie zrzuca maskę – dosłownie i metaforycznie. Z pomocą tych halucynacji Watters skutecznie balansuje między realnością a koszmarem, przypominając o tym, jak blisko Nightwingowi do Batmana... nawet jeśli sam by tego nie przyznał.
Rodzina, która zawodzi
Wątek Melindy, siostry Dicka, niestety pozostaje jednym z najsłabszych punktów numeru. Jej działania są niekonsekwentne — najpierw ignoruje ostrzeżenia brata, potem nagle zaczyna coś podejrzewać, by w końcu zostać zaskoczona, że Olivia miała złe zamiary. Jej decyzja o wykorzystaniu robotów łapiących gangi bezpośrednio przyczynia się do chaosu, którego sama nie potrafi już zatrzymać. Moment, w którym Olivia ujawnia swoje prawdziwe oblicze, jest wizualnie efektowny, ale narracyjnie zbyt nagły, by naprawdę wstrząsnąć.
Bryce – złamane lustro Robina
Największym emocjonalnym uderzeniem tego zeszytu jest postać Bryce’a – młodego chłopaka z gangu Teddys, który zaczyna postrzegać Nightwinga jako swojego mentora. Ich relacja daje nadzieję, ale też niepokój. Gdy na końcu Bryce ratuje Dicka przed robotem i nazywa go "szefem", w oczach Graysona pojawia się smutek. Zdaje sobie sprawę, że chłopak nie rozumie, dlaczego Nightwing robi to, co robi – a to może zaprowadzić go na bardzo niebezpieczną drogę. Podobieństwa do Robina, czy raczej… losów Jasona Todda, są uderzające.
Styl, który nie zawodzi
Dexter Soy dostarcza solidnej, dynamicznej oprawy graficznej. Wszystkie sceny akcji mają odpowiedni impet, a halucynacje i mroczne momenty są odpowiednio surrealistyczne i niepokojące. Choć niektórzy mogą zauważyć, że jego styl nie jest aż tak wyrazisty jak w innych projektach, to nadal doskonale pasuje do narracji Wattersa.
Warto też pochwalić paletę kolorów i sposób, w jaki przedstawiane są różnice między rzeczywistością a majakami – często płynnie się ze sobą łączącymi. To sprawia, że czytelnik nigdy nie ma stuprocentowej pewności, czy Nightwing właśnie śni, czy walczy naprawdę.
Podsumowanie: Grayson między światami
Nightwing #124 to nie jest komiks idealny, ale jest to zeszyt pełen pasji, przemyślanego podejścia do postaci i dobrze rozpisanej dramaturgii. Watters rozwija fabułę z wyczuciem i pozostawia nas z satysfakcjonującym, choć niepokojącym cliffhangerem. To nie jest ten typ historii, która wywoła efekt "wow" po każdej stronie, ale to też nie musi. Liczy się konsekwencja, klimat i to, że po przeczytaniu ostatniej strony naprawdę czekasz na kolejny numer.
Plusy:
+Halucynacyjna narracja budująca klimat psychologicznego horroru+Wspaniale przedstawiony altruizm Dicka
+Intrygujący rozwój postaci Bryce’a
+Styl graficzny Dextera Soya w służbie opowieści
+Dobrze zarysowany konflikt moralny
Minusy:
-Niekonsekwencje w zachowaniu Melindy i Olivii-Niektóre elementy fabularne wydają się przyspieszone i nie do końca zasłużone
-Styl artystyczny miejscami mniej wyrazisty niż w innych dziełach Soya
Moja Ocena: 7.5/10
Nightwing #124 to nie tylko kolejny krok w interesującej opowieści o Graysonie – to dowód, że postać ta może nadal zaskakiwać, inspirować i wzruszać. Nie idealna, ale niezwykle potrzebna kontynuacja dla wszystkich, którzy wierzą, że Dick Grayson to nie tylko były Robin… ale coś o wiele więcej.