Recenzja komiksu: Wolverine #1 (2024) – Krwawy powrót do korzeni
Nowe otwarcie w ramach inicjatywy From The Ashes przynosi nam kolejny solowy rozdział w historii Logana – i choć nie jest to przełomowy debiut, Wolverine #1 to mocny, brutalny i charakterystycznie „wolverinowy” powrót. Za scenariusz odpowiada Saladin Ahmed, a rysunki serwuje Martín Cóccolo – duet, który oferuje fanom dokładnie to, czego oczekują po serii z udziałem najostrzejszego z mutantów.
Wilk, który zna swój cień
Historia startuje bez zbędnej zwłoki – już od pierwszych stron zanurzamy się w brutalną konfrontację. Wolverine biega z watahą wilków, co choć z zoologicznego punktu widzenia nieco kuleje (brakuje typowego podziału na parę alfa), to jednak dobrze oddaje pierwotny, instynktowny charakter bohatera. To symboliczne zestawienie – człowieka i bestii – powraca w finałowej walce, domykając opowieść spójną klamrą tematyczną.
Choć w początkowych dialogach czuć pewną sztuczność i przesyt, sytuacja poprawia się w drugiej części zeszytu. Ahmed balansuje pomiędzy klasycznym, chropowatym głosem Logana a jego bardziej współczesnym obliczem. W efekcie dostajemy postać, która nie jest po prostu nostalgiczną repliką starego Wolverine’a, lecz wiarygodnym bohaterem z przeszłością – i ranami, które nadal się nie zabliźniły.
Krew, pazury i… Cyber
Największym zaskoczeniem numeru jest powrót Cybera – jednego z mniej eksploatowanych, ale intrygujących przeciwników Wolverinea. Choć jego konfrontacja z Loganem wypada nieco za łatwo, to jego brutalna obecność (i naprawdę krwawa estetyka jego działań) robi wrażenie. Ilustracje Cóccolo są tu znakomite – dynamiczne, czyste, pełne wyrazistej ekspresji. Szczególnie wyróżnia się praca nad kolorystyką – zimna, nieprzyjazna paleta barw świetnie oddaje ponury klimat opowieści.
Warto też wspomnieć o udanym duecie Logan–Nightcrawler. Ich interakcje są naturalne i przypominają, że mimo różnic charakteru, łączy ich wyjątkowa więź. Choć Kurt nie ma tu zbyt wiele do roboty, jego obecność działa na korzyść narracji – to zawsze plus, gdy X-Men mają swoje momenty bez kawiarnianego tła czy egzystencjalnych rozmów.
Mocny start, z nutą niepewności
Choć fabularnie nie mamy tu niczego odkrywczego – to klasyczny, napędzany akcją rozdział otwierający dłuższą opowieść – numer nadrabia klimatem i charakterystyką postaci. Pod względem narracyjnym jest lepiej niż w innych startach From The Ashes, choć nie brak tu momentów niepotrzebnego przerysowania (szczególnie w ukazaniu rasizmu u postaci tła – zbyt dosłowne, zbyt jednostronne).
Zakończenie oferuje solidny clifhanger i cyfrowy bonus z zapowiedzią nadchodzących wydarzeń. Jeśli Ahmed utrzyma ten poziom i nie wpadnie w pułapkę powtórzeń, mamy szansę na jedną z lepszych współczesnych serii o Wolverine’ie.
Podsumowując
Wolverine #1 (2024) to soczysty, brutalny powrót do formy. Niepozbawiony wad, ale z wyraźnym charakterem, świetną oprawą graficzną i obietnicą na więcej. Dla fanów Logana – absolutnie pozycja obowiązkowa.
Plusy:
+Dobrze napisana postać Wolverinea
+Powrót Cybera jako wartościowego przeciwnika
+Dynamika między Loganem a Nightcrawlerem
Minusy:
– Momentami sztuczne i zbyt ekspozycyjne dialogi
– Fabuła nie zaskakuje i bywa przewidywalna
– Przerysowany wydźwięk społeczno-polityczny tła
Ocena końcowa: 8.5/10
Nie idealny, ale zdecydowanie wart uwagi. Logan wrócił – i to w dobrym stylu.