Recenzja Komiksu: Ultimate Wolverine #1 (2025)
Nowe uniwersum, nowy Logan — ale czy nowy znaczy lepszy? Ultimate Wolverine #1 to komiks, który balansuje między efektowną prezentacją wizualną a fabularnym niedosytem. Choć początek tej nowej serii miał potencjał, by wprowadzić coś świeżego do marvelowskiej mitologii X-Men, ostatecznie zostawia po sobie mieszane wrażenia — piękny na zewnątrz, pustawy w środku. To jeden z tych komiksów, które na pierwszy rzut oka wyglądają imponująco, ale po dokładniejszym wczytaniu się zostawiają czytelnika z uczuciem niedosytu, jakby coś ważnego zostało pominięte. Dla fanów uniwersum Ultimate może to być fascynujące wprowadzenie, ale dla bardziej wymagających odbiorców – niestety, niewiele ponad estetyczne wrażenia.
Gra pozorów
Zacznijmy od tego, co zagrało najlepiej: warstwa graficzna. Rysunki są oszałamiające — pełne szczegółów, surowego klimatu i świetnie dobranych kolorów. Zwłaszcza czerwony kostium Logana na tle śnieżnej, rosyjskiej scenerii robi ogromne wrażenie. Widać tu oko do detalu i świetną pracę kolorysty. Dynamika plansz, intensywność scen walki oraz kontrasty barw tworzą niesamowicie sugestywną atmosferę, która mocno przemawia do wyobraźni. Styl graficzny jest zimny i wyrachowany — co doskonale wpisuje się w emocjonalny chłód samego Logana — ale może też nieco zniechęcić tych, którzy preferują bardziej klasyczne, ciepłe przedstawienia bohaterów Marvela. Niezależnie od opinii na temat fabuły, nie da się ukryć, że wizualnie komiks ten prezentuje się jako dopracowany i efektowny produkt.
Co z fabułą?
Niestety, fabularnie jest znacznie gorzej. Opowieść przypomina hybrydę "Wolverine jako Zimowy Żołnierz", gdzie zamiast rozwoju postaci i pogłębiania mitologii, dostajemy skróconą wersję filmu akcji. Całość jest dość przewidywalna i nie wnosi wiele nowego do postaci Logana poza designem i settingiem. Dla tych, którzy oczekiwali nowego spojrzenia na postać — może to być zawód. Historia posługuje się znanymi schematami: tajemniczy, milczący wojownik, mroczna przeszłość, brutalna teraźniejszość, niejednoznaczne postacie poboczne. Nie otrzymujemy tu jednak żadnej głębszej motywacji czy konfliktu wewnętrznego u głównego bohatera, co sprawia, że całość pozostaje na powierzchni. Nawet symboliczny motyw modlitwy w ustach Nightcrawlera wydaje się zużyty i wtórny — bardziej jak automat narracyjny niż świadomy wybór literacki.
Narracyjne potknięcia
Fabuła próbuje budować atmosferę tajemnicy — Logan milczy przez cały numer, a historia przeskakuje po liniach czasowych bez żadnych dat czy lokalizacji, co utrudnia śledzenie wydarzeń. Brakuje nawet prostych wskazówek typu "Moskwa, 5 lat wcześniej", przez co narracja traci przejrzystość. To, co mogło być intrygującą, nielinearną strukturą narracyjną, staje się po prostu chaotyczne. Czytelnik nie ma żadnych kotwic czasowo-przestrzennych, co powoduje zagubienie, szczególnie w bardziej dynamicznych scenach. Jeden z bardziej widowiskowych momentów — skok Logana z samolotu i brutalna walka — zupełnie traci impet, bo nie wiadomo, gdzie się dzieje i w jakim kontekście. Brakuje też wewnętrznych monologów czy refleksji, które mogłyby pogłębić narrację i przybliżyć emocjonalny stan Logana, zamiast opierać się tylko na estetyce „milczącego mordercy”.
Problem wartości i stylu
Trudno zignorować też cenę. 5.99 USD za numer, który zawiera mało treści, jeszcze mniej dialogu i właściwie żadnego przełomu w opowieści — to naprawdę spora inwestycja, jak na tak "cienką" historię. Jeśli szukasz głębi, dramatyzmu czy politycznego podtekstu znanego z poprzednich tytułów z serii Ultimate — niestety, nie tutaj. Komiks daje wizualną przyjemność, ale nie daje satysfakcji z samego czytania. Na tle konkurencyjnych tytułów z DC czy innych marvelowskich serii wypada blado pod względem stosunku treści do ceny. Dodatkowo, liternictwo w tym numerze to krok wstecz — jest nieczytelne, źle rozmieszczone i czasem wręcz męczy oczy. Dla komiksu, który opiera się na oszczędności słów, to wręcz zaskakująco duży problem. Zamiast wzmacniać atmosferę, forma graficzna dialogów ją osłabia.
Dla kogo ten komiks?
Jeśli szukasz stylowej, surowej wizualnie opowieści z mrocznym Loganem, który zabija bez słowa — być może będziesz usatysfakcjonowany. Ale jeżeli oczekujesz czegoś więcej — narracji z pazurem, emocjonalnej głębi, charakterystycznych cech, które uczyniły X-Men tym, czym są — możesz czuć się rozczarowany. Ultimate Wolverine wydaje się bardziej produktem marki Marvel niż faktycznym rozwinięciem uniwersum mutantów. To dzieło, które ma wyglądać dobrze na półce, ale niekoniecznie zapisać się w pamięci. Choć nie brakuje tu potencjału — szczególnie w kontekście przyszłych odcinków — pierwszy numer nie daje wystarczająco dużo powodów, by z niecierpliwością czekać na kolejne. Dla fanów estetyki noir lub brutalnego minimalizmu może to być gratka. Dla reszty — po prostu kolejna wariacja, którą można łatwo przegapić.
Plusy:
+Mroczny klimat i ciekawie zarysowane postacie poboczne
+Nowa stylistyka Wolverine’a może intrygować
Minusy:
– Brak głębi fabularnej i charakterologicznej
– Nielinearna narracja bez wyjaśnień myli czytelnika
– Cena nieadekwatna do zawartości
– Złe liternictwo, przeszkadzające w odbiorze
– Powielanie schematów znanych z MCU, brak tożsamości serii
Ultimate Wolverine #1 to stylowy, lecz chłodny wstęp do alternatywnego uniwersum. Ma swój klimat, ale brakuje mu serca. Jeśli seria ma się utrzymać, musi pokazać, że ma coś więcej do zaoferowania niż tylko brutalność i świetną grafikę. Na razie — to tylko estetyczne intro, które nie ryzykuje niczym więcej niż nowym garniturem dla starego wilka.
Moja Ocena: 6/10