Recenzja filmu: Mission: Impossible – The Final Reckoning






 Ósma część serii Mission: Impossible to swoiste pożegnanie Toma Cruise’a z rolą Ethana Hunta – i trzeba przyznać, że robi to w swoim stylu: z rozmachem, brawurą i nieugiętą wiarą w kinowe widowisko. The Final Reckoning to film pełen adrenaliny, imponujących scen akcji i... niestety również dość chaotycznego początku.

Chaos, który trudno przeskoczyć

Pierwsze 20 minut filmu to prawdziwy rollercoaster – niestety nie w pozytywnym znaczeniu. Mamy tu natłok ekspozycji, niezgrabne przeskoki fabularne i dziwacznie zmontowane sceny, które bardziej dezorientują niż wciągają. Dla widza, który nie pamięta szczegółowo poprzedniej części (Dead Reckoning Part One), początek może być wręcz odpychający. Sprawia wrażenie, jakby reżyser Christopher McQuarrie spieszył się, by jak najszybciej dojść do mięsa, czyli do tego, co w serii najlepsze – spektakularnych misji, globalnych pościgów i niewiarygodnych wyczynów Cruise’a.

Klasyczna niemożliwość – czyli to, co kochamy

Na szczęście, po tym nierównym starcie film się stabilizuje i z każdą kolejną minutą dostarcza coraz więcej frajdy. Główna oś fabularna – walka Ethana Hunta i jego zespołu z wszechpotężną sztuczną inteligencją znaną jako "Entity" – to zgrabna mieszanka klasycznego techno-thrillera z bondowskim klimatem. To AI nie tylko zagraża światu, ale też skutecznie manipuluje rzeczywistością za pomocą deepfake’ów, dezinformacji i cyfrowej inwigilacji. Brzmi znajomo? Owszem, ale twórcy podają to w konwencji typowej dla M:I: szybko, widowiskowo i bez większego zastanawiania się nad logiką.

Cruise – mimo że ma już 62 lata – nadal biega, skacze, nurkuje i zawisa na skrzydłach samolotów, jakby fizyka go nie dotyczyła. Do tego dochodzą doskonale znani bohaterowie: Luther (Ving Rhames), Benji (Simon Pegg) i Grace (Hayley Atwell), która wnosi świeżość i lekki, złodziejski urok do zespołu IMF.

Efektowne pożegnanie z serią?

Zakończenie filmu – i całej serii – jest efektowne, choć nie aż tak emocjonalne, jak można by oczekiwać. Mamy nawiązania do poprzednich części, retrospekcje, hołdy dla poległych postaci, ale emocjonalna głębia to nadal nie jest mocna strona Mission: Impossible. Ethan Hunt pozostaje raczej ikoną niż człowiekiem z krwi i kości – to nie Bond, nie Jason Bourne, tylko mit współczesnego kina akcji. I może właśnie dlatego ten finał, mimo wszystkich efektów specjalnych i brawury, nie chwyta aż tak mocno za serce.

Podsumowanie

Mission: Impossible – The Final Reckoning to film nierówny, ale w końcowym rozrachunku satysfakcjonujący. Słaby i chaotyczny początek może zniechęcić, ale warto przez niego przebrnąć, bo później dostajemy dokładnie to, czego oczekujemy: widowiskowe kino akcji najwyższej próby, z Cruise’em w szczytowej formie i finałem godnym legendy.

Plusy:

+widowiskowe sceny akcji

+świetna forma Toma Cruise’a

+powrót lubianych postaci

+klasyczna "niemożliwość" zrealizowana z rozmachem

Minusy:

-chaotyczne pierwsze 20 minut

-przesadna długość

-brak emocjonalnej głębi

Jeśli kochasz kino akcji i jesteś fanem serii, to obowiązkowy seans – choć nie bez zastrzeżeń.

Moja Ocena: 7.5/10